Recenzja filmu

Blanquita (2022)
Fernando Guzzoni
Laura López
Alejandro Goic

Raport mniejszości

Reżyser konsekwentnie, ale nie eksploatacyjnie, dociska pedał dyskomfortu, za co należy mu się uznanie. Jak inaczej bowiem opowiadać o tak straszliwych praktykach?
Raport mniejszości
Film Fernanda Guzzoniego to prawdziwe kino dyskomfortu. Opowieści o kontekstach przestępstw seksualnych, zwłaszcza pedofilii, nie należą do łatwych w odbiorze, ale w "Blanquicie" nie uświadczymy ani wzniosłości walki o sprawiedliwość, ani nawet cienia katharsis. Daleko tu do Hollywood i charakterystycznego dla niego pierwiastka "feel good", by wspomnieć choćby "Spotlight" czy "Gorący temat". Chilijski reżyser również bierze na warsztat autentyczną, medialną sprawę, w tym wypadku ujawniającą wieloletnie wykorzystywanie nieletnich przez wysoko postawione persony, jednak jego film nie jest stricte o pedofilii. W "Blanquicie" wytacza się najcięższe tematycznie działo, by ukazać mechanizmy tuszowania takich przestępstw i wyciszania głosów ofiar, a także by obnażyć przemoc opartą na relacjach władzy. Jest to dzieło tyleż chłodne i defetystyczne, co przewrotne i ambiwalentne. Nie zdradzając za wiele: prawda i kłamstwo okazują się tu bronią obosieczną, a "oliwa sprawiedliwa" nie zawsze na wierzch wypływa. A jeśli już wypłynie, to nie koniecznie w oparach sprawiedliwości.



Tytułowa bohaterka to 18-latka (Laura López o melancholijnym, rzewnym spojrzeniu niczym Marion Cotillard) zamieszkująca wraz ze swoim kilkumiesięcznym dzieckiem w ośrodku dla ofiar przemocy, prowadzonym przez księdza Manuela. Film rozpoczyna się umorzeniem sprawy, w której o cały wachlarz przestępstw pedofilskich oskarżono prominentnych chilijskich polityków. Ofiara, młody chłopak, zostaje uznana za niepoczytalnego świadka – brak wiarygodnych zeznań, za mało dowodów. Widząc, że krąg przemocy i podłości zatacza kolejny cykl, Blanca nieoczekiwanie decyduje się zeznawać i z kamienną twarzą, ze szczegółami opisuje krzywdy, jakich doznała przed laty od tych samych polityków. Jej narracją wkrótce zaczynają się interesować media oraz ważna parlamentarzystka, a ojciec Manuel – surowy, lecz pragnący ukarania oprawców swoich podopiecznych – wspiera, a wręcz stymuluje nierówną batalię nastolatki z goliatem machiny politycznej. Historia dziewczyny zaczyna jednak ujawniać pewne pęknięcia.

Guzzoni postawił na posępny ton i stylistyczną oszczędność, trzymając się możliwie daleko od publicystyki i skali makro. "Blanquita" obrazuje główne zaplecze medialnego spektaklu. Widzimy tylko skrawki i odłamki oficjalnej, publicznej narracji. Mamy tu przede wszystkim kameralne rozmowy, przesłuchania, konfrontacje, a przede wszystkim kulisy zeznań, w których lepiej poznajemy motywację tytułowej bohaterki. I choć film dość szybko zdradza wpisaną w swoje ekranowe DNA moralną ambiwalencję dialogującą z zasadą "cel uświęca środki", jako widzowie nie mamy wątpliwości, kto jest tu winny i komu należy się kara. 



Jednocześnie reżyser konsekwentnie, ale nie eksploatacyjnie, dociska pedał dyskomfortu, za co należy mu się uznanie. Jak inaczej bowiem opowiadać o tak straszliwych praktykach – zarówno przestępstwach pedofilskich, jak i wynikającej z systemowego ich tuszowania bezkarności sprawców – niż podrażniając i nasze sumienia, i wiarę w zadośćuczynienie, które w rzeczywistości przychodzi zbyt rzadko. Guzzoni robi to przy tym z zaskakująca subtelnością; rezygnuje z audiowizualnych retrospekcji na rzecz werbalnego i chłodnego opisu traumatycznych wspomnień. Nie czyni też swojej protagonistki przesadnie charyzmatyczną czy sympatyczną – to postać na antypodach kreacji takich jak choćby Jodie Foster w "Oskarżonych", nieodgadniona i niejednoznaczna, choć daleka od behawiorystycznej figury. W jednej z najlepszych scen filmu Blanca pomiędzy kolejnymi frustrującymi zeznaniami spogląda w łazienkowe lustro zwielokrotniające jej odbicie. Przed podjęciem decyzji o walce na swoich ryzykownych zasadach patrzy sobie głęboko w oczy, a introspekcyjnym spojrzeniem odpowiada jej kilka par oczu, które zdają się ściągać także nasz wzrok.

Wraz z rozwojem fabuły i intrygi film wcale nie staje się bardziej jaskrawy i nie przebiera formy dynamicznej sądowej batalii. Utrzymując minorowy i z lekka thrillerowy ton oraz konsekwentnie skupiając się na kulisach skandalu, "Blanquita" odsłania jeszcze bardziej swój dwojaki wymiar. Z jednej strony jest gorzkim oskarżeniem pod adresem zdeprawowanego systemu – w którym głos silniejszych ucisza i unieważnia głos słabszych, a prawo i proces to gra pełna fauli, z wygranymi i przegranymi. Z drugiej zaś strony film urasta do rangi aksjologicznej rozprawy nad etyką dochodzenia do prawdy i egzekwowania sprawiedliwości. W tej debacie moralnej "Blanquita" jest głosem wyrazistym i radykalnym, manifestem domagającym się prawdy, a jednocześnie prawdę pogwałcającym i redefiniującym. Guzzoni zaś, mimo pesymistycznego tonu swojego dzieła, zdaje się wierzyć, że kino może mieć moc wpływania na rzeczywistość.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones